Archiwum 13 października 2006


paź 13 2006 KRUCHOŚĆ W DŁONIACH
Komentarze: 0

Nad czym tak myślisz?
Jak piękną różą jest to co nas połączyło?
Patrzę na Twoje niesforne włosy potargane
przez wiatr przyciśnięte do mych drżących
ust. Ludzie mówią sobie "Na zawsze"
lecz jak długie jest no "Na zawsze"?
Leżę spokojnie i czuję oblewające mnie
spełnienie.
Niczego nigdy nie byłam w życiu tak pewna
jak tego jak bardzo Cię pragnę i nigdy
nad tym nie zapanuję.
Twoje dłonie już nigdy nie mogą umknąć mym
ustom, Twa dusza porusza się we mnie jak
niespokojny duch, wypręża się i drży,
wrzuca we mnie nagłą i rozpaloną gwałtowność.
Wreszcie opada na poduszkę i otwiera usta,
krzyczy i...

całuję cię w zagłębienie brzucha.
Obudź się Kochany już czas na szept.
Co się z nami dzieje? Czy to burza nad nami
szaleje?
Nie...To tylko żar namiętnego poruszenia.
Patrzymy w swoje oczy, świat wiruje nam
przed oczami.
Co nam jest mój Ukochany czyżby to już był
raj zaczarowany?
Nie...To tylko deszcz szaleństwa.
A może to zimowa niesforna burza?
Zatop się w mych włosach.
Dziękuję Ci za pieszczoty, co sobie teraz
pomyślałam?
Że szaleństwo jest jak oszronione drzewo,
a rozkosz i namiętność są jak najsłodsze
owoce jabłoni i iskrzące niczym urzekające
kryształowe sople lodu.
Jakie sople? Te które rozpuszczają me ciało
do skrajnej ekstazy.
Te które spływają po mych włosach
błyszczące.

Więc śnisz o mnie na jawie?
Więc ja zachwycę się Tobą.
Ciągle to rozkoszne ciepło, ten sam migotliwy
ognik.
Owoce, których nie widzę i Twoje oblicze
w nich magicznie zaklęte.
I jakieś białe ślady, których nie rozpoznaję.
Biegnę, biegnę ciągle zapatrzona w Ciebie,
a inni nie mogą zrozumieć skąd na świecie
dwa anioły.
A Ty mnie całujesz bez końca, a Ty mnie
rozbierasz powoli.
I oboje wiemy do czego jest zdolna
namiętność.
I oboje wiemy, co zaraz w tej ciszy nastąpi.
Ekscytacja bywa nieobliczalna, czasami bywa
tylko złudzeniem naszkicowanym jak niemy cień
na ścianie, zawsze spłoszony czmychający z
rana, by znów po cichutku obudzić nas nocą.
A my uśmiechamy się w ciemności.
Te noce, co zmieniają się jak w magicznej
księdze, te gwiazdy do nas mrugające,
te liście serenady perliście nam szepczące,
ten piasek nad morzem szumiący, te muszle
nas usypiające...

Ty gorący i tak boleśnie zdawałoby się
nierzeczywisty.
pragniemy śnić już tylko o sobie, to tylko
nasza tajemnica.
Będziemy tylko siebie pamiętać.
Musimy już iść? Proszę jeszcze nie teraz,
za chwilkę...
Wysoki nagi blady księżyc nad naszymi nagimi
instynktami.
Sekundy stania w milczeniu, obejmuję Cię
mocno za szyję i namiętnie całuję.
Pragnę godzinami szeptać Twe miętowe imię,
delikatnie dotykać ogorzałego od słońca
karku.
A teraz mój chłopczyku grzecznie wrócimy do
swych domów.
Może usiądziemy na okiennych parapetach
i będziemy rozmyślali o naszych
namiętnościach, które znów dopełnimy,
którejś księżycowej nocy.
I będziemy czekali na siebie wzdychając,
co noc do gwiazd mając nadzieję ujrzeć w nich
nasze tęskne spojrzenia.

Przyjdę do Ciebie dziś we śnie i utulę
kołysanką swego szeptu.
Chcę Cię pocałować lecz wymykasz mi się
i z tajemniczym uśmiechem kładziesz mi palec
na ustach, odwracasz się machasz mi na
do widzenia i uciekasz w otchłań
nieobliczalnej tajemniczości.
Nasłuchuję Twych kroków zbieranych przez
rosę.
Przyniosę Ci łoże uplecione z pajęczyny,
otulonej perełkami słońca, bym i tej nocy
mogła oglądać przecudny blask w Twoich oczach
Niech i tej nocy nasze usta czule wyszeptają
sobie na dobranoc...

ashley23 : :
paź 13 2006 KŁÓTNIA
Komentarze: 0

 

Poświęciłaś mi sekundę, jakby czas był twoim wrogiem.
Położyłaś dłoń obok kałuży, gdy
listopadowy dzień szlochał niemiłosiernie.
Nie myślałaś wtedy o mnie prawda?
Żądam. Spójrz na mnie.
Niech twe źrenice spłoną w ogniu palącego
wstydu.
Nie, nie chciałam być tobą, ja tylko
przesiąknęłam zapachem naiwnej myśli, że
mogę być inna, ale ja nie chcę być inna,
nigdy nie chciałam... I wtedy to się stało.
Nigdy nie przypuszczałam, że brodzenie
po kostki we własnych myślach może tak bardzo
odpychać dłoń trzymającą skruszone serce,
że przyznanie się do nich będzie cięższe niż
dusza przesiąknięta ulewą.

Nie, nie potrzebuję twojej dłoni na mojej
niemej z bezradności twarzy, ani słów
pociechy z każdą minutą tracących sens, bo
wypowiadanych w pośpiechu do nikąd.
Sama nie wiem czego chcę.
Więc ty również tego nie wiesz.
Przecież nie potrząśniesz mną, nie odtrącisz,
nie pokażesz jak łatwo jest moknąć na ulicy
będąc na to obojętnym czyż nie tak?
Odpowiedz! Albo wyjdź i pozwól, aby odbicie
w lustrze, to zrobiło.
Ono przynajmniej nie zna litości.
No co tutaj jeszcze robisz?!
Nie trudź się, nie powiem jak bardzo mnie
frustrujesz, za bardzo przypominasz mnie.

Potłuczone szkło, po którym trwożnie stąpa
serce, co chwila wydobywając z siebie jęk
okaleczonej bezmyślnością słów, pijanej
z rozpaczy duszy i gdzieś na dnie nieudolnie
odkurzonego sumienia ten mały kamyczek
szeptem znaczy swą obecność.
Będzie dusił tak długo, aż nie rzuci na
kolana i nie wyszarpie siłą każdego kłamstwa,
nawet tego nieistniejącego.
Nie mamy zbyt wiele do stracenia.
Nigdy nie miałyśmy...
Nie potrafimy rozmawiać o wszystkim,
więc po co rozmawiać o niczym?
Strach spojrzeć sobie w oczy, ale i strach
milczeć nie zaznając spokoju, dusząc się
dymem ciszy jej warg, która rani niczym
nóż w piersi.

Spoliczkuj mnie jeśli nie możesz znieść mego
oddechu, wszystko jest lepsze od klęski
w poszukiwaniu samej siebie.
Wiatr powybijał szyby, deszcz rozebrał nas
z resztek sumienia opadającego niczym
uschnięte płatki róż.
W usta wlał sok z cytryny, a w dłonie wcisnął
sople lodu zimnego jak ciasno opasający nas drut kolczasty.
Nie umie powiedzieć "Jest mi źle" i ja tego
nie potrafię, nie poda ręki na zgodę, bo
wiem, że tak musi być.
Nie wypijemy razem kawy, bo rozmowa byłaby
echem w studni, a milczenie tombakiem tylko
pozornie dającym spokojne noce i słoneczne
dni.

Pamiętasz? Chciałaś abyśmy były
niezapominajkami byśmy nigdy
o sobie nie zapomniały.
Siadywała na parapecie i roniła gwiaździste
łzy wdzięczna księżycowi za to, że czuwa
nad nami.
Teraz? Też roni łzy, lecz o smaku mdłej
czekolady, a księżyc spoliczkowany naszym
niepokornym spojrzeniem schował się na dnie
jeziora, by ciepły szum fal ukoił jego smutki
a kto ukoi nasze? Na pewno nie ty,
bo straciłam w nas wiarę.
Masz żal do mnie, więc i ja do siebie też
powinnam mieć? Ale go nie mam!
Potrafię powiedzieć, co czuję, wiem to, ale
nie zmuszę cię byś mnie słuchała za każdym
razem gdy opuści mnie wola walki, o co?
O każdy nasz wspólny uśmiech,
każdy najmniejszy gest i myśli wypowiadane
bez słów.
O każdy dzień spędzony razem i nawet o
pochmurne dni byśmy były przyjaciółkami tylko
dla siebie.

Ale walka z twoim cieniem, to dla mnie zbyt
wiele.
Nie chciałaś? Wiec dlaczego wypowiedziałaś
pierwsze słowo i nie zatrzymałaś moich
następnych? Obie wiemy dlaczego, bo ranić
siebie jest najłatwiej, ale to jest tak
cielesne... Dłonie nie potrafią otrzeć łez,
kolana uginają się pod naporem obelg
i niechcianych słów.
Rozpłyniemy się we mgle skruchy bez słowa
"Przepraszam" do następnej kłótni.
Ja i moje lustrzane odbicie.

ashley23 : :