Komentarze: 0
Czy wybaczysz mi jeśli jutro nie przyjdę
do Ciebie tylko będę jak odużona wzdychać
do księżyca?
To dobrze, bo ja bym chyba Ci wszystko przebaczyła,
kiedy tak na mnie patrzysz jak na jabłko obmywane
Twym nieśmiałym uśmiechem.
Proszę zacznij mi znów szeptać do ucha,
ale tak aby przez jego prostotę przebijała jego intymność.
Możesz mi też powiedzieć jak mam na Ciebie patrzeć?
A w ten sam sposób jak wtedy gdy pierwszy raz
poszliśmy na spacer w myślach z czułoscią
trzymając się za ręce?
Czy to nie wtedy w zamyśleniu chłonęłam
każdą nutę Twego głosu?
Naprawdę robiłam to aż tak sugestywnie?
A Ty, co sobie wyobrażałeś gdy tak chłonęłam
Twoją bliskość całą sobą?
Rozumiem z trudem koncentrowałeś się
na swoich słowach nie mogąc oprzeć się
pokusie nieustannego patrzenia w moje oczy.
Prowadziłeś mnie, a ja szłam prowadzona
dźwiękiem Twego uśmiechu.
Mój uśmiech jest śliczny?
Przecież wiesz, że to Ty sam go wybrałeś
i jeśli już to chyba tylko tych gwiazd na niebie
sprawka, że nasze zmysły idealnie się połączyły
niczym kawa ze śmietanka.
I nie wstydźmy się tego faktu wykorzystać
do ostatniej sekundy.
Zresztą mój uśmiech zawsze jest taki sam.
Albo deszczowy jak ponury dzień za oknem,
albo słoneczny niczym zapach trawy na wiosnę.
A czy moja nieśmiałość zawsze graniczy
z nie zaspokojeniem?
Zazwyczaj, choć może nie zawsze ma tak
intensywny zapach białego wina.
Za to tak intensywny abyś mógł zamykając oczy
widzieć każdy najdrobniejszy zarys mego ciała?
W takim razie ja jestem winem, a Ty kieliszkiem,
który to noc rozgrzewa w swych dłoniach.
By potem móc wylać na siebie naszą tęsknotę
za swoimi zaspakajającymi się wzajemnie
wzruszonymi oddechami.
I wiesz, pod Twoim spojrzeniem nie czuję się
jak zwyczajna dama, lecz jak dama w wianku
z stokrotek podarowanym jej przez ukochanego,
z troskliwością wkładającego go na jej skronie
i z opiekuńczym pocałunkiem pozostawionym
na jej czole.
Nie proszę Cię, nie zamykaj oczu nie chciałabym
aby Twe spojrzenie jakkolwiek się zmieniło.
Zgadasz się? Och. Więc i na to się zgadzasz?
Więc nie patrz na mnie, ale spróbuj spojrzeć w moje
myśli i spróbuj ich dotknąć.
Ale tak jak na świece porozstawiane wokół domu
w letni wieczór.
Niech cisza wtedy będzie namalowana sentymentalną
melodią delikatnie i czule wyszarpywaną z gitary.
A dzwoneczki powojnika niech nie przestają cichutko
dźwięczeć w rytm szumiących gdzieś w trawie naszych
szeptów.
Bo przecież coś takiego we wspólnych myślach
zdarza się raz na całe życie i nie da się tego powtórzyć
w ciągu kilku dni.
Tak w myślach. Bo to w nich po raz pierwszy
do siebie się przytuliliśmy i przez dłuższy czas
nie mieliśmy odwagi wykonać żadnego ruchu,
aby nie zburzyć intymności tej niemej chwili.
Dopiero po chwili odważyłam się z zawstydzeniem
wypowiedzieć Twe i mię i dotknąć Twego rozpalonego policzka.
Chwyciłeś wtedy moją dłoń w swoją i pozwoliłeś
aby moje usta jej dotknęły naznaczając ja już
na zawsze ciepłem mego oddechu.
Wtedy to wsunąłeś swoje palce w me włosy
i wreszcie zdecydowałeś się złożyć na nich swój
pachnący miodem pocałunek.
Ja z kolei zostawiłam swój odmieniony słońcem dotyk
na Twoim ramieniu.
Poprosiłeś mnie wtedy abym zwolniła i dotykała Cię
tak jakbym od początku Cię chciała namalować.
I oboje żałowalismy, że ta chwila jest jak świeca,
która powoli topnieje.
Ale obiecaliśmy sobie, że już w krótce zapalimy
nową i znów wtedy będzie tak jak teraz.
Usiadłam kładąc głowę na Twych kolanach
i pozwoliłam Ci zaopiekować się moimi włosami,
które pod Twoim dotykiem nabrały pełnego blasku.
Zaśmiałam się gdy kosmykiem połaskotałeś mnie
w policzek i to wtedy w myślach szepnąłeś mi,
że czujesz jak niezwykle wrażliwe stają się Twe dłonie,
lecz tylko pod dotykiem mojego ciała.
Przyłożyłeś mi wtedy palec do ust i tym samym
poprosiłeś abym Ci dała kilka swych wrażliwych
dźwięków bicia mego serca.
Więc z wypiekami na policzkach zrobiłam to,
A Ty zapytałeś mnie, czy ten księżyc byłby
do czegoś takiego zdolny.
I nie mogąc znaleźć odpowiednich słów...
Jedyne, co mi pozostało, to w milczeniu
zaprzeczyć ruchem głowy.
Nie. On jest zbyt naiwny.
Zbyt prostolinijny aby mógł zrozumieć ogromną
wyjątkowość tak małej iskierki leżącej na dnie
naszych młodzieńczych serc.
Twierdzisz, że ludzie mogą dzielić się z nim wszystkim?
Ale kimś z kim ma się te same myśli nie można się dzielić,
bo słowa tej osoby I myśli o sobie chce się mieć
tylko dla siebie.
Tak jak każdy centymetr ciała chłonięty wzrokiem
z za mgiełki konwaliowych perfum.
A zatem?
Tak. Chyba tak księżyc wie o nas tylko tyle,
co my sami potrafimy się dowiedzieć o sobie
samych i nigdy nie zdoła wyrazić moich uczuć, moich słów
i doznań, których nie umiemy wypowiedzieć wprost.
Bo chcę abyś tylko Ty o nich wiedział.
Przecież ten księżyc nawet nigdy nie pyta
kiedy my płaczemy, tylko bezlitośnie tego słucha
więc opowiedzenie mu o sobie byłoby wręcz
niemożliwe.
On nawet nie zdaje sobie sprawy jak trudno
jest powiedzieć, co się czuje gdy nie wie się
jak to zrobić.
On nigdy nie zrozumie, że za każdym razem
gdy wypowiadasz me imię serce mi rozkwita
jak biała różyczka o wschodzie słońca.
Spójrz. Już chyba się na mnie obraził,
ale czyż prawda sama w sobie nie jest czysta?
Czy mi się zdaje, czy jakby go odrobinę ubyło?
No bo spójrz jak on delikatnie się kołysze,
a wraz z nim wszystkie gwiazdy na niebie.
A każdy z tych leciutkich ruchów wywołuje we mnie
westchnienie podziwu nad tym jak on tak nie wstydzi się
obtańcowywać te wszystkie niczego nieświadome gwiazdki.
A każda z nich naiwnie pewnie myśli, że ma go
tylko na wyłączność.
W myślach ściskam ukochanego za rękę
aby oni wiedzieli, że dzisiaj tańczą tylko dla nas.
Może jutro, może pojutrze już nie, ale dzisiaj tak.
Tak mimo, że siedzisz obok mnie czuję Cię
w sobie jak każdą kroplę ciepłej herbaty
napełniasz dzban mej duszy po brzegi.
Zwycięskim gestem otacza mnie ramieniem.
Jego palce pieszczą me włosy niczym promyki
zachodzącego słońca nucącego sobie do snu
jakąś sobie tylko znaną melodię tylko w sobie
znanym języku.
Teraz Ty kierujesz każdym mym ruchem,
a ja kieruję swa dłoń za Twymi chłopięcymi gestami.
Księżyc jest bliżej, jakby coraz bliżej.
Zaczekaj księżycu, dlaczego nie pozwolisz nas zaprosić
do swojego tańca?
Obrażeni na niego kładziemy się na łóżku
i nie tracąc czasu usiłujemy policzyć gwiazdy póki
nie znikną rozpędzone przez rozchichotane
obłoki dnia codziennego.
Spoglądam na Ciebie i pośpiesznie kieruję wzrok
w niebo chwytasz mnie za rękę i oboje na siebie
spoglądamy by tym razem wspólnie spojrzeć w niebo.
Twoja ciepła dłoń nie daje mi się poruszyć.
Wstrzymuję oddech, mocniej ściskasz mnie
za rękę i już powoli nachylasz się nade mną powoli
napajając me usta wilgocią wiśniowego pocałunku.
Taki jeden długi pocałunek trwający kilka sekund.
Czyżby to był ten kluczyk dzięki któremu zdołaliśmy
przed sobą obnażyć intymność swoich myśli?
Uśmiechnął się do mnie opiekuńczo i nasze usta
zaczęły ze sobą tańczyć ledwo się ze sobą stykając.
On wypowiedział me imię, a ja Jego.
To już nie namiętny pocałunek lecz czułe
i słodkie kroki ku wzlatującym w nas westchnieniom.
Ale w końcu ciemność przysłoniła nasze ciała.
Spojrzeliśmy w górę.
Lecz po księżycu już tylko cień pozostał.
Dlaczego poszedłeś?
Smutno nam będzie bez ciebie.
Och. Zawsze jesteś taki gwałtowny i budzi się w tobie
jakiś zły chochlik.
W takim razie może to dobrze, że sobie idziesz.
Nie chcę abyś myślał, że ludzie wzdychają do ciebie
tylko dlatego, że szukają w tobie pocieszenia.
I przestań zachowywać się tak jakbyś był aktorem
grającym w oklepanej komedii, bo banały mnie nudzą.
Przepraszam ukochany.
Nie zamierzam już do niego wzdychać, może faktycznie
on jest dla wszystkich ludzi?
Za to Twoje usta są pełne szampańskiego nektaru
wypełnionego mym spojrzeniem.
I niech takie pozostaną.
Może nie do jutra, może nie do pojutrza,
ale na pewno dzisiaj.
I znów trzymamy się za ręce od nowa licząc gwiazdy
na niebie w myślach.