Komentarze: 1
Padnij na kolana! Błagaj o litość! Nie!
Nic nie mów. Nie wolno ci.
Nie chcę usłyszeć twojej "prawdy", prędzej
wolałabym abyś zadławił mnie lodowatymi
pocałunkami i ukradł nadzieję, że kiedyś
będziesz dobrym człowiekiem.
Tak. Czołgaj się z próżną nadzieją, że kiedyś
podam ci rękę, pomogę wstać i pozwolę, aby
twoje ciało pochłonęło każdy mój dzień
wypełniony jesiennym deszczem,
ale i wiosennym ziarnem prawdy.
Wiedz, że twoje dni już nigdy tak nie będą
wyglądały.
Tak! Niech nogi uginają się pod resztkami
twojego marnego sumienia, a kolana niech
znaczą karminowym brudem każdy centymetr
bruku.
Przytul się do latarni, teraz ona będzie
ci domem, smutek koleżanką, samotność żoną,
a rynsztok kochanką.
Nie proś, nie pójdę za tobą, nie będę na siłę
wyciągała cię, jeśli sam nie chcesz, aby
tu i teraz kiedyś się zmieniło.
Przysięgnij, że nigdy od nikogo niczego
nie będziesz żądał, a jedynie współczuł
sam sobie, i chodził tam, gdzie tylko kruki
nie znają słów: "Idź precz!"
Chodź! Zamknę cię na środku ulicy
w kartonowym pudle, będziesz tam siedział
póki łzy nie roztopią kajdanów frustracji,
a ludzie nie wdepną w resztki twojej skruchy.
Wtedy zastąpię im drogę, wskażę palcem na
twoją wzgardzoną twarz i zażądam byś
przeprosił każdego z nich, za co?
Za okłamywanie siebie, za złudzenia których
tak naprawdę nie miałeś, za brak odwagi, aby
walczyć z koszmarami, za odwagę by przegonić
współczucie innych i nawet za brak wiary
w siebie.
Nie tłumacz się, zbyt wiele już ich było.
Nie staraj się, bo nie obchodzi mnie, że
zapomniałeś jak wygląda mój każdy krok
niepewnie stawiany na linie rozpiętej nad
jeziorem zwanym życiem.
Chcę tylko wiedzieć, co zamierzasz, abym
nie odeszła w twą niepamięć?
Tak myślałam.
Więc nie myśl, że tylko ja jestem okrutna.
Nie chcę, ale sam mnie do tego zmusiłeś.
Chcę przestać, lecz mi na to nie pozwalasz.
Zapominam, lecz ciągle do tego wracasz
i kłócisz się nie mając racji.
Chcesz? To ostatni kieliszek wina, bo ono
juz zawsze będzie miało dla ciebie gorzkawy
smak łez.
Ciskam winem w jego twarz, a kieliszek
rozbijam u stóp życząc sobie, aby moje
słowa utknęły mu w gardle niczym pigułka.
Odwróć się i zniknij we mgle.
Pozwól mi cię pożegnać pustym, zapatrzonym
gdzieś w dal spojrzeniem i nigdy więcej
o mnie nie pytaj.
Odchodzi. Krok za krokiem z wyciągniętą
ku mnie ręką zaborczo trzymając mój wzrok
w garści.
Niewidzialny w tłumie, z niewidzialną duszą
u boku.