Komentarze: 0
Jeden z moich licznych wierszy z czasów
gdy byłam nastolatką.
Ten napisałam mając 16 lat.
Widzę przez otwarte drzwi kąt mrocznego pokoju.
Stare krzesła, mahoniowe biurko i przez cały czas
wydaje mi się, że ten zgięty cień wyłaniający
się z mroku to ja, że nic się we mnie nie
zmieniło.
To samo nieobecne spojrzenie, te same ledwo
dostrzegalne gesty i przygryziona delikatnie
warga z rumieńcami zawstydzenia na policzkach,
chyba tak...
Już odpłynęłam hen daleko poza ludzką wyobraźnię.
Patrzę na samą siebie. Lustrzane odbicie,
a jednak obce, zamazane jakąś nieśmiałą tajemnicą,
lub przykrą ścianą odgradzającą od rzeczywistości.
Kto mnie stworzył, podarował serce, duszę
i ubrał w cielesność? Kto byłby na tyle szalony?
Do kogo jestem podobna?
Do jakiś ludzi poznanych kiedyś mimochodem,
nie potrzebujących miłości, ani zrozumienia?
Czy może do nikogo?
Bo jestem sama dla siebie. Chyba tak...
Istnieję, bo ja tego chcę, nie chcę być kimś,
chcę tylko istnieć.
Dusza uwolniona z paru wiader wody
i kilku komórek, myśli pozbawione natrętnego,
nic nie znaczącego ciała.
Przecież nie pójdę teraz błagać kogoś o pocieszenie.
Zresztą kogo?
Lira erato, to resztka niewypowiedzianych
słów, jaka mi pozostała. Może jeszcze odrobina
pocieszenia dla siebie na czarną godzinę?
Wiatr dyskretnie puka do okna.
Nie mogłabym odrzucić muzyki, zabrałaby
mnie razem z sobą.
Za mną zostały sterty śmieci, kałuże błota i
mnóstwo popiołu.
Ale ja nadal dostrzegam siebie, tylko już nie
tam, a w ogromnym lustrze jakby przytłoczona
powstrzymywanymi łzami.
I znowu odpłynęłam myślami gdzie indziej,
czekając aż się wyłoni wyrok napisany
niewidzialnym atramentem, anonimową ręką.
Wstaję z łóżka, staję na progu, tam nie ma
nikogo. Tylko palący się fotel na biegunach,
rozmoknięta tapeta i połamany stolik.
Wychodzę, ale wiem, że ona wróci na swoje
miejsce.
Czemu się nią przejmuję egoistycznie broniąc?
Przemyślenia ślizgają się jak po tafli lodu.
A jest ich tak dużo, iż niemal
rozsadzają głowę migreną.
Głupie, logiczne, paskudne, lękliwe, obłąkane
małoznaczące, poukładane, niedokończone.
Takie ulotne, refleksje: ptaki, kwiaty, obłoki
robaki, zachodzące słońca...
Dajcie mi, chociaż na chwilę odpocząć!
Zasnęłam na moment, budzę się przestraszona.
Przez chwilę nie wiem gdzie i kim jestem.
Wyprana z wszelkich brudów życia, zastygła
w czasie, o którym nic nie wiem.
Ja tu zwariuję i stanę się taka jak inni.
Jakie to szczęście. Jeszcze jestem.